To ja tak trochę z innej beczki - mnie się nie podobał! Ciągle krew się lała - nie to, że nie lubię takich filmów, ale to była... marna kopia Bonda - konkretnie "Ośmiorniczki", "Conana" i jakiegoś "Herculesa". Akcja owszem, niezła, w szybkim tempie itd., ale... nie mogłam się na niej skupić ze wzglądu na trzy rzeczy: wyraz twarzy głównego bohatera, który ma minę... jakby chciał, a nie mógł, na jego wydepilowane brwi, od których po prostu nie mogłam oderwać oczu, bo wyglądały tak kretyńsko i na tym, że - w przeciwieństwie do Schwarzeneggera w "Conanie" - facet umięśnione miła tylko rączki i nóżki i jakby zapomniał, że cegiełki na brzuszku też nieźle wyglądają. Poza tym - wyszłam z kina i stwierdziłam, że film był... za długi, po czym okazało się, że trwał niecałe półtorej godziny. Wnioski wyciągnijcie sami.