Film sympatyczny, ale jak dla mnie- podszyty smutkiem.
Ani śladu dzieci, wnuków, prawnuków bohaterek. Nie odwiedzają, nie dzwonią, nie kibicują. "Optymistki" z kolei skupione na utrzymaniu kondycji, na sobie. Niby dostatnia, atrakcyjna, zdrowa starość, ale przeziera przez to pustka.
Inna kultura?
(Taka myśl- gdyby to były Polki to w ślad za ich autokarem podążyłby sznur samochodów z rodzinami.)
Być może chodzi o kulturę, a być może po prostu tych rodzin nie mają? Był w filmie moment jak Goro wzięła do ręki zdjęcie (zapewne swojego męża) i przytuliła je do twarzy. Zresztą moment przedstawienia Eldbjørg też był dość rodzinny, jak łaskotała męża, jak rozmawiali razem przy śniadaniu.